Bez eksplozji

Ambicją każdej mamy są święta w dokładnie wysprzątanym domu, przy za­słanym nieskazitelnie białym obrusem stole, uginającym się pod wigilijnymi da­niami. Każda mama chce, by dom w tych dniach pachniał świeżym igliwiem, pastą do podłogi i pieczonym ciastem z bakaliami. Trzeba dodać do tego jeszcze jedno życzenie: żeby wszyscy byli radośni i pogodni. Niestety, nie zawsze tak jest.

Sięgnijmy pamięcią do Wigilii z dzieciństwa. Przypomnijmy sobie ubiegłorocz­ną. Zmęczenie, irytacja, pani domu zasypiająca nad barszczem z uszkami (uszka gotowe były o 5 rano). Pan domu zły, bo musi wycierać sztućce, na których pozo­stały po myciu białe plamy. Wystarczy jedno słowo, by doszło do eksplozji.

I jeszcze dzieci! Plączą się pod nogami, zaglądają do piekarnika, w którym rośnie świąteczne ciasto i co pięć minut pytają: „Kiedy wreszcie będzie wigilia?”.

Większość ludzi dorosłych przypomina sobie własne Wigilie z dzieciństwa jako sądny dzień, powtarzający się rok po roku. Dzień, który na szczęście kończył się pomyślnie, bo zawsze coś czekało pod choinką. Zanim jednak wolno było pod nią zajrzeć, ileż razy oberwało się ścierką po głowie, zostało niesłusznie oskarżonym lub skrzyczanym. I mimo tych smutnych wspomnień, w dorosłym życiu robimy to samo, co robili nasi rodzice. Najpierw szaleństwo sprzątaniowo-zakupowo-gotowaniowe, potem odpoczynek w fotelach i na tapczanach przed telewizorami. A po świętach, kiedy w lodówce pozostają góry jedzenia „nie do przejedzenia”, mó­wimy: „gdyby nie dzieci, wcale nie robilibyśmy świąt”. Ale czy robimy te święta rzeczywiście dla dzieci?

Dzieci w święta na ogół w ogóle nie chcą jeść. Przeszkadzają im emocje, słodycze, których jedzą więcej niż kiedykolwiek, a poza tym przeraża je chyba obfitość na sto­łach. Dzieci w święta są też niegrzeczne. Wcale nie czują się dobrze w wysprzątanych mieszkaniach, w których nie ma miejsca na klocki, ani nawet dla nich samych.

Ponieważ założeniem świąt, które z takim poświęceniem urządzamy, jest zrobie­nie dzieciom przyjemności, postarajmy się, by rzeczywiście były one przyjemne. Postarajmy się chociaż przez te kilka dni ograniczać słowo „NIE” oraz z uśmie­chem przyjmować drobne psoty i niezbyt grzeczne zachowania. Na luksus toleran­cji wobec bliźnich można sobie jednak pozwolić tylko wtedy, gdy człowiek nie jest skrajnie zmęczony.

Zastanów się wcześniej, jak zagospodarować czas dzieci. Może poprosisz są­siadkę , by jedno popołudnie poświęciła twoim dzieciom, a następnie ty jej się zrewanżujesz? Niech tata, po wytrzepaniu dywanów, pójdzie z dziećmi do kina, na wystawę, na spacer. A jeśli to niemożliwe, zrezygnuj może z dwóch ciast, pasztetu i mycia okien. Zyska na tym domowa atmosfera.

 

Ewa Andruszkiewicz